Hi – Signals (Biuletyn WKK PZK, Nr 5, maj 1967)

Trudno mi się przyznać, że byłem biernym świadkiem tej gorącej dyskusji, jaką prowadzili: znany wszystkim kolega Hamsiak z kolegą Mściwojem Szczebrzeszyńskim, aktywnym krótkofalowcem z sąsiedniego okręgu, ale nie mogę być względem Was nieszczery. Nie potrafiłbym zataić tej dyskusji, gdyż była ona wprost pasjonująca i pewien jestem, że jej przebieg Was też zainteresuje.

Z kolegą Hamsiakiem spotkaliśmy się zupełnie przypadkowo w samym centrum Warszawy w Muzeum Radiokomunikacji. Rozmawialiśmy o tym i o owym, aż tu podchodzi do pana Hamsiaka jakiś dżentelmen z wyciągniętą ręką i woła: „Kopę lat drogi kolego, kogo widzę, co słychać, jak wam leci, co nowego na pasmach?” Następnie przedstawiłem się ja, podając swój znak – a w odpowiedzi usłyszałem uwagę, żeśmy ze sobą chyba jeszcze nie pracowali, co rzeczywiście, na marginesie mówiąc, było zgodne z prawdą. Od słowa do słowa, potem do kawiarni i przegadaliśmy chyba ze dwie godziny. To znaczy oni gadali, bo ja słuchałem jak w transie. „No Panie Kolego Mściwoju, a ileż to pan ma teraz krajów? Czy zrobił pan ostatnio tego Dona, W9WNV? Niech pan sobie wyobrazi, panie Hamsiak że polowałem na niego chyba przez miesiąc, nie jadłem nie spałem, nawet pić przestałem – wie pan co to znaczy – ale postanowiłem go „zrobić”. Wołałem wyżej, wołałem niżej i nie chciał mi odpowiedzieć. I tak drogi panie, dzień za dniem, noc za nocą! Panie Kolego – to była praca! Cały świat zgłaszał mi się jeden za drugim, Wujce, PeYgreki, DeeLe, no po prostu był tłok nie przeciętny. A zna pan moja stację, przypomina pan sobie mojego bima na pięć pasm z kolosalnym zyskiem 20 dB, no i moją katarynę – to przecież nie fujarka. Odbieram go więc na 599 + 50 dB, wariakiem podniosłem napięcie na końcówce, bimem kręcę i wołam, wołam, a on proszę pana nic! Od tego kręcenia bimem przetarła mi się linka, zgięła korba, ale ja się nie złamałem. Wreszcie mi odpowiedział, a szybko nadawał, ledwo go odbierałem. Podałem mu raport, imię, QTH i poprosiłem o QSL direct. Zdziwiło mnie, że nadał: „pse rpt ur name and address”. Powtarzałem mu chyba ze cztery razy, aż mi na koniec życzył 73, 88 i 99! Czy to nie dziwak?

– Tak, zaiste – odpowiedział Hamsiak – to nie było w stylu Dona – on przecież robi po 400 QSO na godzinę i nie chce tracić czasu, ja bardzo pana kolegę przepraszam, na odbieranie Pańskiego szanownego nazwiska. A i QTH ma pan nie mniej długie. To naprawdę nie w jego stylu. Jeśli Panu się udało, to jestem ciekaw czy przyśle panu QSL direct.

– Ja polowałem na Gusa, może Pan go zrobił? Tego W4BPD, no zna go chyba pan? On kiedyś ze Syjamu pracował, a panie, hi, hi, syjamska, hi, hi księżniczka hi, hi, Coca Colę mu podawała hi, hi!! Takiemu to dobrze! A on nie tylko trzaskał QSO za QSO jak błyskawica. Wyczułem jego rytm nadawania i dokładnie 4,5 kHz niżej króciutko zawołałem: de SP5XYZ ar. Odpowiedział natychmiast. Ufb dr Hamsiak 58N ufb 73 es 88 es cul. Podałem mu raport, życzyłem powodzenie w wyprawach DX-owych i co pan kolega powie, po pięciu dniach otrzymałem ekspresem lotniczym piękną kartę w czterech kolorach, na glansowanym kartonie z życzeniami: „For my best friend OM Hamsiak de Gus Browning”. Jak pan do mnie wpadnie pokaże panu, duża rzecz! Najważniejsza rzecz, to mówię panu, wczuć się w jego rytm i wołać krótko. No i nadawać elektronem z szybkością co najmniej 20 grup. Kolego – zwrócił się do mnie pan Hamsiak – a jak tam wasze dx-y?

To pytanie otrzeźwiło mnie. Rzeczywiście, jak moje Dx-y? Zacząłem się więc wymawiać, że już muszę pędzić, że właściwie to już się spóźniłem, że bardzo przepraszam, że dziękuję za okazję miłej rozmowy i że następnym razem sam opowiem o swoich sukcesach Dx-owych, a na razie drodzy Koledzy – serdeczny uścisk dłoni:

Cheerio de SP5LP

Hi – Signals (Biuletyn WKK PZK, Nr 4, kwiecień 1967)

W obecnej dobie fale eteru wykorzystywane są nie tylko przez nas, ale również i przez wiele innych służb: radiofonię, agencje prasowe, komunikację, a także przez naukowców. Wielu jest amatorów krótkofalowców wśród naukowców. Wielu też jest amatorów naukowców wśród krótkofalowców. Oni też często prowadzą prace odkrywcze, nowatorskie i czasami otwierają nowe perspektywy w dziedzinie budowy sprzętu do radiowej łączności.

Zdarzyło się też pewnego razu, że jeden z takich amatorów-naukowców Mr. Silirpa odkrył nowe, nieznane zjawisko zachodzące w pewnych warunkach w jonosferze. Zauważył on mianowicie, że raporty dotyczące siły sygnału jakie otrzymywał od swoich korespondentów były uzależnione od mocy jaką doprowadzał do stopnia końcowego i że w zakresie dużych mocy – powyżej 100 W poziom sygnału wyrażony w jednostkach S wzrastał proporcjonalnie do kwadratu mocy wyjściowej nadajnika. Był to zresztą fakt powszechnie znany. To, co zainteresowało Mr. Silirpa było związane z mocami mniejszymi od 100 W. Mr. Silirpa zauważył bowiem, że przy obniżaniu poziomu mocy wyjściowej Tx’a korespondenci z reguły nie zgłaszali osłabienia sygnału. Ba, przy obniżeniu mocy nadajnika do poziomu 1 W niektórzy z korespondentów zauważyli nieznaczny wzrost siły sygnału! Jeśli nasi Old Timerzy sięgną pamięcią do lat początków krótkofalarstwa, to z pewnością przytoczą wiele własnych QSO nawiązywanych z różnymi DX-ami, jak np. ZL, VK, lub CE przy użyciu mocy tego właśnie rzędu i przy nieporównanie gorszym sprzęcie odbiorczym!

Mr. Silirpa eksperymentując i konsultując z naukowcami instytutów badawczych doszedł do wniosku, że przy małych poziomach mocy wyjściowej nadajnika jonosfera posiada właściwości amplifikacyjne, które umożliwiają wykorzystywanie mocy rzędu 1 mW i 1 W z jednakowym skutkiem. Przy zwiększaniu mocy nadajnika fala wypromieniowana nasyca jonosferę i wzrost siły sygnału jest niewspółmiernie mały do wzrostu mocy. Ekonomicznie rzecz biorąc zaczynamy dokładać do interesu.

A czyż nie lepiej dołożyć starań aby spopularyzować QRP, choćby dokładając z kieszonki dewiz na tranzystory?

Cheerio de SP5LP

Hi – Signals (Biuletyn WKK PZK, Nr 3, marzec 1967)

Wszyscy doświadczeni krótkofalowcy doskonale wiedzą , że najlepsze wyniki można uzyskać gdy się jest w klasie – „naj”. Na przykład będąc posiadaczem najmocniejszego nadajnika, sposób podobno wypróbowany, choć czyniący mniej szczęśliwymi sąsiadów. Albo najczulszy odbiornik, albo najlepszy w świecie rotary-bim. Albo wreszcie mając najwięcej wolnego czasu, najwyrozumialszą XYL i nienajgorszy sprzęt. Znacznie pomaga też w uzyskaniu najlepszych wyników praca z najegzotyczniejszego kraju pod najdziwniejszym znakiem. Wiedzą o tym różni Donowie, Colvinowie, Gusowie i inni docierający w najbardziej niedostępne zakątki naszego globu i pracujący stamtąd wytrwale tak długo, jak zdrowie, lub kiesa pozwala. Pracując w charakterze takiego super-dx-a wytwarza się na falach eteru taki ruch, że cały nasz hamsowski świat ustawia się w ogonku, albo i przepycha się siłą – byle tylko dostąpić zaszczytu udziału choćby w jednym QSO. Potem długo się na falach eteru rozpowiada, że ten zrobił, a tamten nie, że następny prefiks będzie to taki, a taki.

I w tym tkwi cząstka istoty naszego krótkofalarskiego hobby. W zamiarze spopularyzowania prefiksu SP/DX postanowiłem zrealizować swoją osobistą wyprawę dx-ową. Przede wszystkim plan wyprawy – wypływam oczywiście jachtem z Warszawy. Holownik doprowadza mnie pod pełną galą do Gdańska, tam żegnają niezliczone tłumy, a mój jacht żegluje dalej przez Sund, kanał La Manche prosto na Wyspy Kanaryjskie. Stamtąd przesyłam serdeczne 73 wszystkim kolegom z SP, ale QSO nie robię, bo czas nagli. Następny postój w cieśninie Magellana, skąd przesyłam serdeczne 73 i 88 wszystkim SP, a z uwagi na silne wiatry QSO nie robię. Potem Galapagos, Aga Lega, Tahiti, Raratonga i TreleMorele – co za widoki – szkoda, że państwo tego nie widzą. Wreszcie Antarktyda – odwiedzam ekipę naszych naukowców – wymiana uścisków rąk, życzenia powodzenia (oni niestety nie rozumieją ani 73, ani 88) i w drogę na wyspy Morza Czerwonego. Woda ciepła – marzenie, rekiny obłaskawione jedzą ptasie mleczko z ręki – fantazja! Tak rozczulony wrzucam w Adenie pocztówkę z życzeniami 73, 88, good luck, best dx i td. QSO nie robię, bo katarynę zapomniałem zabrać z domu. Ale oto i pora wracać. W Szczecinie tłumy, entuzjazm, łzy radości i szczere zobowiązanie – na następną wyprawę dx-ową zrobię specjalnie miniaturowy transiver QRP, żebym mógł zrobić chociaż z parę QSO. Kto jednak chce karty QSL z mojej wyprawy niech przyśle SAE + 10$, a ja mu za to QSLL pocztówkę z syrenką i amatorskim 73 podając raport 59 + 100 dB…

Cheerio de SP5LP

Hi – Signals (Biuletyn WKK PZK, Nr 2, luty 1967)

„Tato, tato, a czy ty się znasz na słońcu?” – pomimo słuchawek na uszach dotarło do mej świadomości wołanie harmonicznego. W pierwszym odruchu miałem niecny zamiar zgromić nieznośnego smyka za to przeszkadzanie tatusiowi w ciężkiej pracy dx-owej, ale czy to względna cisza eteru, czy też resztki ojcowskiego sumienia spowodowały, że zdejmując słuchawki powiedziałem chytrze – oczywiście, że się znam, nawet mamusia mówi „Tatuś wszystko wie lepiej”. A co masz za problem?

„A bo w szkole pani mówiła nam, że na słońcu są jakieś plamy. A z czego są one zrobione?”

No, wiesz kochany syneczku, plamy na słońcu to takie jakby chłodniejsze miejsca, które z ziemi wydają się nam ciemniejsze – oczywiście gdy obserwuje się słońce przez odpowiednie lunety, i dlatego nazywamy je plamami. Są to jakby ośrodki zaburzeń magnetycznych na powierzchni słońca.

„A czy dużo takich plam jest na słońcu?”

Rzeczowe pytanie pacholęcia obudziło na dobre moją świadomość, powodując lawinę skojarzeń. Rzeczywiście, „piętnastka” jest czynna prawie cały dzień, „dziesiątka” zaczyna być również do użytku … Zaraz, zaraz, jak to z tymi plamami jest właściwie. Ostatnie maksimum aktywności słońca i hams’ przypadało na lata 1957 – 1958, potem condx były dość podłe. Cykl pojawiania się plam słonecznych wynosi około 11 lat, a więc, chwileczkę, czyż mnie rozum nie mami? 57 plus 11 jest 68, a więc następne maksimum mamy tuż, tuż!

Rety – kasza! Toż to na prawdę nie można dłużej zasypiać dx-ów w eterze! Następny okres ufb condx zbliża się wielkimi krokami.

W pośpiechu zacząłem przerzucać czasopisma, szperać po książkach i znalazłem prognozę cyklu słonecznego, jaką podał wybitny specjalista od tych spraw – prof. M. Waldmeier, dyrektor Obserwatorium w Zurichu (HB9). Prognozę tą możecie zobaczyć sami na załączonym wykresie. Maksimum przepowiadane jest na połowę roku 1968. Tempo wzrostu aktywności słońca jest stosunkowo duże, maksimum trwa około 2 – 3 lata, a potem powoli spada, aby osiągnąć następne maksimum około roku 1979.

O synku kochany, jakże się cieszę żeś mnie zapytał o te plamy! Teraz jest jasne jak słońce, że muszę wreszcie się uruchomić na „dziesiątce” i „piętnastce”. I to szybko!

A co wy na to dr om’s?

Cheerio de SP5LP

Hi – Signals (Biuletyn WKK PZK, Nr 1, styczeń 1967)

Może mi ktoś poczyta za złe, że znów ujawniam treść odebranej korespondencji radiowej, która nie była dla mnie przeznaczona, ale powiedzcie sami, drodzy OM’s, czy nie spotkaliście się w eterze z podobnymi wypadkami? Przyjmijmy więc, że ham-spirytowy osąd zwolni mnie od surowego wyroku i przystąpmy do sedna sprawy.

Jak wiemy dobrze z praktyki, emisja CW, czyli A1, vel telegrafia (zwana również przez laików alfabetem Morse’a) ma na amatorskich pasmach liczne rzesze zwolenników. Chcąc zresztą odpocząć od „skrzekliwej” emisji SSB wystarczy przestroić odbiornik na początek pasma, aby tam móc delektować się całą gamą czirpów, kliksów, świergotów i innego rodzaju miłych dla ucha pobrzękiwań. Oczywiście najczęściej można rozpoznać popularne „cq cq de …”

Praktyka wykazała, że jako optymalną ilość powtórzeń „cq” można uznać 37 grup. Oczywiście spotyka się odchylenia na plus i na minus, zależnie od tego po jakim czasie u operatora występuje kurcz palców, zmuszający go do przejścia na odbiór w celu nabrania oddechu do następnego nadawania. Wprawni operatorzy nadają z reguły grupy „cq dx” powtarzając je tylekroć więcej razy, ilekroć klasą swą przewyższają innych operatorów. Zresztą naukowo można dowieść, że długotrwałe „wywołanie ogólne” wprowadza korespondentów w stan hipnotycznej ekstazy przez co pod-porządkowani oni zostają woli nadającego „cq”, lub „cq dx”, a co za tym idzie prawdopodobieństwo nawiązania QSO z co raz to rzadszym dx-em wzrasta niewspółmiernie. Oczywiście wysoka jakość nadawania znaków zwiększa szanse uzyskania silniejszego hipnotycznego sprzężenia zwrotnego, a w podobny sposób wpływa również podniesienie tempa nadawania. Znajomość tych podstawowych faktów pociągnęła za sobą rozwój techniczny urządzeń ułatwiających samą czynność nadawania. Pojawiły się różne „bugi”, „el-bugi”, „elektrony”, czyli powiedzmy sobie „klucze elektronowe”. Pozwoliły one nie tylko na wydatne zwiększenie tempa nadawania znaków, ale wprowadziły do pracy krótkofalarskiej nowy rodzaj QSO. Takie QSO zaczyna się zwykle nadawaniem 15-to sekundowej serii kropek, po której następuje seria kresek trwająca do minuty. Stanowi to formę zaproszenia do łączności, umożliwia dostrojenie kataryny, no i udowadnia korespondentom, że „my mamy el-buga!”.

Czynność ta jest powtarzana parokrotnie zależnie od osobistych poglądów op’a. Następnie nawiązuje się do starych tradycji i przystępuje się do nadawania serii „cq” lub „cq dx”. I tu występuje drugie „novum”, mianowicie nadawania cq są urozmaicone nadawaniem również i innych znaków literowych, np.: „n n m a n n m a n n q c m a cq be …” i td. Klucz elektronowy pozwala na uzyskanie mnóstwa nowych wariantów. Ba! Ileż to razy spotyka się całkiem nowe i bardzo pomysłowe znaki, które bardzo ładnie brzmią, choć trudno je zapisać. (Władze naszego związku powinny poważnie zająć się tą sprawą i podjąć odpowiednie kroki w celu jak najszybszego nadania im jakiegoś znaczenia)

Po nawiązaniu “hipnotycznego” kontaktu następuje wymiana korespondencji amatorskiej, bardzo zbliżona do klasycznej, ale podobnie urozmaicona różnorodnymi wariantami znakowymi „… o k b r o m = u r r h t r h t 5 z 9 h z 9 5 7 9 v e b f b f 6 d l o m = t n = f e r n s n n i q h o …”

Taka wymiana znaków wprowadza w przebieg QSO nowy element – element atrakcji. Teraz już korespondent nie może tradycyjnie słuchowo rozpoznawać całych grup, o nie, taki numer nie przejdzie! Tu proszę ham’s trzeba myśleć! A pomęczyć się trochę, podopasowywać – nie ma jakiegoś tam “mechanicznego” odbioru. Myślicie, że krzyżówki w Przekroju są trudne? Mowa! Tu jest coś dla amatorów! QSO urozmaica się jeszcze bardziej, gdy wymiana nie ogranicza się do raportów, ale obejmuje także tzw. tekst otwarty. Bo ileż wrażeń dostarcza przetłumaczenie ” e m e h o a s y c 5 h w s a m …” na:

„SZCZESLIWEGO NOWEGO ROKU 1967” czego i ja Wam życzę,

Cheerio de SP5LP

Hi – Signals (Biuletyn WKK PZK, Nr 5, listopad 1966)

14-ka jeszcze się nie kończyła, ale zaczynały się TVI – potworne gwizdy od układów odchylania poziomego zapaskudzały całe pasmo. DX-y, które przed chwilą jeszcze była szansa zawołać znikły przygniecione ciągłym widmem QRM-ów. Trudno – zdjąłem więc słuchawki i włączyłem telewizor. Były akurat wiadomości, prognoza pogody, która jutro powinna być nie lepsza i zaczął się jakiś program rozrywkowy. Usadowiłem się wygodnie w fotelu i melancholijnie zacząłem spełniać rolę telewidza. Parę niby wesołych kawałków i co to? Własnym oczom nie wierzę – redakcja telewizji zapowiada nowy program: Rodzina Hamsiaków! O, to muszę obejrzeć w całości! Na szklanym ekranie ukazało się typowe nasze mieszkanko, gdzie tata Old Timer siedział ze słuchawkami na uszach przy pięknym Hallicraftersie robiąc Dx-y na 14-ce (Hi), jego XYL stała przy balii pogwizdując „cq dx, cq dx”, a dwoje małych harmonicznych ubierało właśnie wigilijne drzewko rozwieszając różne lampki wyjęte z tatusinych szuflad, kwarce o różnych częstotliwościach, blaszane kubki od pośrednich, a i pomniejsze oporniczki. Całość gustownie ozdobiona kolorowymi drutami z rozwiniętych cewek różnego rodzaju i cynfolią z przebitych kondensatorów prezentowała się okazale. Tato, tato – zawołał mały SP500XX – a czy ten filtr kwarcowy też powiesić? Cicho bądźcie – syknęła znad balii XYL – tatuś robi rzadkiego VR3LP, nie przeszkadzajcie więc i bawcie się cicho.

Old timer podstroił tymczasem PA i dalej wołał coś do mikrofonu, jakim była wkładka telefoniczna przylutowana staranie do dwóch długich przewodów znikających w głębinach aparatury nadawczo-odbiorczej.

XYL skończywszy prace obowiązkowe, nie przerywając pogwizdywania „cq” poczęła nakrywać do stołu. Smakowite śledzie, kaszanka, butelki z wielobarwnymi naklejkami powoli zapełniały stół. Wtem do drzwi ktoś zapukał i wszedł pan Brzęczyk.

– Panie Hamsiak, z tym pańskim Kłodem coś nie dobrze, cały jest pomarańczowy i jakieś czerwone krople z niego kapią. –

– A niech to 99 – krzyknął tata i wyszarpnął wtyczkę z kontaktu – jak ja po ciemku ją naprawię na naszym stromym dachu! – Żono, daj mi sznur od bielizny i świeczkę, Panie Brzęczyk kochany, może pan mnie pomoże łaskawie?

– Wie pan panie Hamsiak, dziś święto, może zostawimy to teraz, później chętnie panu pomogę.

Ale Old Timer zaczął głośno argumentować, że szanujący się Ham nie pozwoli, aby jego sprzęt stał na próżno, marniał, a zwłaszcza, że perspektywa kilku dni świąt stwarza wyśmienitą okazję do zrobienia następnych rarytasów, i … wybiegł trzaskają drzwiami.

… Telewizor zgasł, a moim ramieniem potrząsała moja miła XYL pokornie prosząc – jeśli już śpisz przed telewizorem to może byś przynajmniej wyłączył ten cały swój chłam?

73 OM’s ! SP5LP

Hi – Signals (Biuletyn WKK PZK, Nr 5, listopad 1966)

Odwiedził mnie pewien stary, ale obecnie nie praktykujący Old Timer i w trakcie normalnej rozmowy na obojętne tematy zapytał: „Co to panie kolego teraz tak wiele stacji pracuje z okropną jakością modulacji, często w ogóle nie mogę zrozumieć co oni mówią – nawet znaku rozpoznać nie mogę”.

– A na czym Szanowny Pan Kolega słucha – zapytałem.

„Ja mam taki stary, wysłużony odbiornik 7-mio obwodowy 3-V-2 na telefunkenowskich bateryjnych lampach, o niesłychanie wielkiej selektywności i czułości i niektóre stacje, a zwłaszcza SP5WKK wychodzą pierwszorzędnie, ze wspaniałą fonią broadcastingową – panie kolego – tak jak za dawnych czasów. Dziś ta jakość modulacji strasznie się pogorszyła, a to duży wstyd dla SP-Ham’s, duży wstyd!

– A może to były stacje pracujące emisją jednowstęgową? – zapytałem sugestywnie.

„Ma pan kolega na myśli taką nowoczesną telefonię wielokanałową – przecież to strasznie trudna technika i bardzo profesjonalna”.

Próbowałem wyjaśnić, że technika nie jest taka trudna, nie jest wcale taka nowa – aczkolwiek wśród SP-Ham’s jej popularność hamują mniejsze, lub większe trudności technologiczno-materiałowe. Można jednak pracować również i na prostszych fazowych wzbudnicach, coś takiego jak to opisał SP5HS w Biuletynie parę lat temu. Mam tu właśnie taki mały nadajniczek SSB – może by drogi Pan Kolega zechciał posłuchać jak się na nim pracuje? … i nie czekając na zgodę czcigodnego Old Timera włączyłem katarynę i zacząłem wołać: „Wywołanie ogólne do wszystkich stacji SP pracujących w paśmie 80 m podaje …”

Zaraz też zgłosiła się stacja z najbardziej aktywnego powiatu okręgu SP5 i w głośniku usłyszeliśmy: „Drogi kolego raport dla was dość dobry – 59, ale modulację to macie taką jakąś zniekształconą …”

Cheerio de SP5LP

QTC (Biuletyn WKK PZK, Nr 11, listopad, 1965)

Obudziły mnie gromkie oklaski i ponownie uświadomiłem sobie, że jestem na zebraniu Old Ham Spiritistów. Mowę właśnie trzymał jeden z naszych mniej aktywnych na pasmach kolegów, ale mówił tak ciekawe rzeczy, że senność znikła zupełnie. „Koledzy, abyśmy mogli być aktywni na pasmach – mówił z zapałem – musimy mieć sprzęt!” – Sala zabrzmiała kolejnymi brawami – „Ale ponieważ klub nie może nam zorganizować sprzętu – przez salę przebiegł pomruk niesmaku – musimy więc go sobie zrobić” – Z sali tym razem dobiegły okrzyki: „Z czego? Za co? …”

„Otóż po wielu próbach, jakie przeprowadziliśmy w zaciszu naszego klubu – kontynuował mówca – udało się nam opracować prototyp prostego transceivera SSB na wszystkie pasma, znacznie lepszego od znanego wam ze słyszenia Collinsa!” Szmer niedowierzania rozległ się po sali, a mówca wyciągnął spod stołu zgrabną skrzynkę wielkości „Juhasa”. „Oto on! U każdego znajdą się dwa agregaty pionierowskie, chassis od starego telewizora, a resztę potrzebnych części można dostać w Argedzie. Serce naszego SAM-a, jakim jest filtr elektromechaniczny, zrobimy wspólnym wysiłkiem, zbiorowo. Wytoczymy serię mechanicznych rezonatorów i nawiniemy cewki ściśle według tego oto prototypu. Jeżeli zbierzemy się w zespół, to przez trzy miesiące powinniśmy zrobić i 20 takich stacji, a potem robota pójdzie jeszcze szybciej” …

Teraz to i ja dołączyłem do szemrzącego tłumu. Toż to jest świetny pomysł! A jak wzrośnie aktywność stacji SP na wszystkich pasmach!

Koledzy z sali jeden przez drugiego zaczęli wołać: „robić listę, robić listę… Ja byłem pierwszy, ja, ja!!!” i zrobił się szum niesamowity. Co bardziej aktywni koledzy powstali ze swych miejsc i rzucili się w stronę mówcy. I nagle … z transceivera nie zostało nic … Mówca próbował interweniować – „Koledzy, oddajcie chociaż filtr mechaniczny, oddajcie filtr, oddajcie …” głos jego cichł i nagle zamienił się w monotonne ćwierkanie CQ CQ CQ DX DE … a ja już całkiem rozbudzony spostrzegłem przed sobą dobrze mi znaną skalę wiernego USP, klucz, jakieś filtry pośredniej, agregat pionierowski i czystą kartkę Logu. A może by jednak tak na prawdę pomyśleć o sprzęcie? Co?

Cheerio de SP5LP

Hi – Signals (Biuletyn WKK PZK, Nr 9/10, wrzesień – październik 1965)

Działo się to w epoce kamienia łupanego, kiedy to sprzęt nadawczo-odbiorczy był bardzo prymitywny, a o ham-spirycie w ogóle nikt nie myślał. Tym nie mniej dziwna natura gatunku homo sapiens powodowała, że niektóre osobniki wiązało wspólne hobby przeżuwania skór na odległość za pośrednictwem głosu, lub tam-tamów.

Częstokroć już po zmroku, gdy zwierzęta dzienne poszły już spać, a nocne jeszcze nie wstały do pracy – można było, czujnie nadstawiając ucha wychwycić znane dźwięki: „cq cq dx de …”. Zdarzało się, że na odzew nie trzeba było długo czekać i „siedemdziesięciu trzem” nie było końca.

Aż nagle tę cichą rozmowę o zmroku przerywał brutalnie ryk jakiegoś pobliskiego ham’a. Słabe uderzenia tam-tamów próbowały wprawdzie jeszcze interweniować wystukując krzemiennymi kluczami „pse qsy”, ale dziarski troglodyta nie zwracał na to żadnej uwagi i dalej ryczał swoje „wywołanie ogólne” i to w paśmie telegraficznym.

Wreszcie było tego już za wiele dla rzeszy spokojnych dzięciołów, którzy namierzając się swoimi maczugami na QRM-a postawili ultimatum – Albo zrobisz QSY, albo wytłumimy ci nośną!

Jak się cała historia skończyła o tym stare kamienie milczą, ale chyba dała dobre wyniki, bo dziś jest zupełnie inaczej. W paśmie telegraficznym w ogóle nie spotyka się fonistów, nawet w niedzielę rano, każdy „ham” przesłuchuje starannie całe pasmo przed przystąpieniem do nadawania i dzięki temu nie spotyka się na pasmach chóru stacji wołających prawie jednocześnie „cq, cq, cq dx …”

Cheerio de SP5LP

P.s. – felietonik ten ukazał się w adaptacji na język angielski w numerze 4 (1966/1967) biuletynu INTERADIO 4U1ITU Calling, wydawanym przez IARC (International Amateur Radio Club) działający przy ITU w Genewie.

Hi – Signals (Biuletyn WKK PZK, Nr 5/6, maj – czerwiec 1965)

Drodzy OM’s, czy zastanawialiście się kiedykolwiek co to za tajemnicze „raporty” wymieniane są w eterze podczas każdego QSO, jakie tajemnicze znaczenie mają sygnały „RST 599” ?

Ba, nadanie „RST 599” na telegrafii stanowi, jak wiadomo, żelazny obowiązek każdego nadawcy (podobnie zresztą jak „pse QSL”). Ale co właściwie oznaczają te tajemnicze cyferki z których pierwsza i ostatnia na ogół brzmią niezmiennie 5 i 9?

Nasłuchując pewnego wieczora „osiemdziesiątkę” zapisałem taki oto fragment QSO (niech mi Wielki „Ham Spirit” wybaczy ujawnianie treści korespondencji !) = R OK DR OM UFB = UR RST 599 VY QRM = PSE RPT UR NAME ES QTH …. na co drugi korespondent odpowiedział: OK OK DR OM UFB = UR RST 599 OK QSL SURE = 73 ES GB …..Nie wierząc własnym uszom i oczom wyciągnąłem wszystkie handbooki i zacząłem wertować: „RST – raport dotyczący czytelności, siły sygnału i tonu, 5 – oznacza dobrą czytelność znaków … itd.

A więc pierwszy korespondent dobrze odczytywał znaki o dużej sile sygnału i przypadkiem zapewne wskutek bardzo dużych zakłóceń nie odebrał imienia i miejscowości. Drugi natomiast „ham” mimo świetnych warunków nie odebrał prośby o powtórzenie! Bardzo dziwne, o czym właściwie oni siebie informowali? A nie jest to, niestety, wypadek odosobniony i charakterystyczny tylko dla prefiksu SP!

Przesłuchując pasma już od wielu lat nigdy nie zdarzyło mi się spotkać raportu RST 346, chociaż sytuacje takie są prawie na porządku dziennym. Po prostu odnoszę wrażenie, iż ham’s uważają za nietakt informowanie korespondenta, że jego ton jest chrapliwy, że słychać przydźwięk sieci na nośnej, a ze swojej strony nigdy nie mogą pozwolić sobie przyznać się do tego, że sami odbierają transmisję korespondenta z trudem!

Podobną sytuację spotykamy zresztą przy pracy fonicznej, gdzie z reguły podaje się raporty „59 plus 40 decybeli, bardzo ładnie to idzie, modulacja broadcasting’owa drogi kolego …” chociaż gościa słychać jakby mówił z głębokiej studni i do tego przykryty blaszanym denkiem, hi!

Albo inna próbka: „drogi kolego wasz raport 595, ale niestety nie odebrałem większości bo na waszej częstotliwości pracuje jakaś bardzo silna telegraficzna stacja handlowa …”. Raport mówi więc o dobrej czytelności transmisji, aczkolwiek z drugiej strony jest ona praktycznie nieczytelna!

Czyżbyśmy nie doszli znów do naszego „Ham Spiritu”? Logicznym jest, jak sądzę, dążenie do przeprowadzania QSO w jak najlepszych warunkach i świadczą o tym dobre raporty. Ale przecież RST 457 określony zgodnie ze wszystkimi mądrymi książkami jest bardzo często spotykany w eterze i korespondentowi może on powiedzieć więcej niż stereotypowe 599 UFB. Całe QSO może być UFB pomimo „słabego” raportu, bo składa się nań bardzo wiele czynników. Skala RST przetrwała już wiele lat i nie zasługuje na ignorowanie jej. Może by więc tak przypomnieć ją sobie i zacząć częściej stosować w praktyce?

No, chyba że chcemy zachęcić niesłychanie trudnego DX’a, aby miał z nami QSO i przysłał QSL’kę, wtedy stosujcie raport: „R OK RST 599X UFB PSE QSL”.

Cheerio de SP5LP